Czy jest możliwe wylogowanie się z kultury ciągłego osiągania i sukcesu?

with Brak komentarzy

Na sobotniej kolacji z koleżankami, rozmawiałyśmy o zmęczeniu, cekinach i o tym ile, kto pracuje. Jedna z nas, napisała dzień później, że dokonała zaskakującego odkrycia- po raz pierwszy, w swoim 40 letnim życiu, przyszła jej do głowy myśl, że mogłaby pracować mniej lub nawet w ogóle. Od dziecka słyszała, że kobieta powinna być niezależna finansowo. Gdzie jednak jest granica, pomiędzy tą, jak najbardziej pożądaną niezależnością, a zależnością od osiągania kolejnych szczytów i bycia najlepszym?

Wiele lęku i zdziwienia towarzyszyło, zeszłorocznemu odejściu Magdy Mołek z TVN i założeniu jej własnego kanału „W moim stylu” na YouTube. Tymczasem z biznesowego punktu widzenia, nawet nie znając kapitału startowego tego przedsięwzięcia oraz pomimo trwającej pandemii, taki ruch miał wszelkie szanse powodzenia. Magda Mołek, po prostu przeniosła siebie, czyli swój największy kapitał do innego medium. Czemu więc było to rozpatrywane przez niektórych, jako samobójstwo zawodowe? W końcu, kto, miał to wypracować jak nie ona? Skromnie mówiąca w wywiadach, że nie było to przejawem odwagi, a dobrze przygotowanym pójściem za wewnętrzną potrzebą.

Dziewczynka z wypadniętymi zębami

Sama wylogowywałam się z kultury osiągania kilka razy. Lubię myśleć, że od dziecka mam w sobie coś z buntownika. Jedni idą w prawo, inni w lewo, a ja od przeważnie, z przerwami na kryzysy rozwojowe, kieruję się tam gdzie chcę. Nazywam to zdrowym brakiem szacunku dla status quo, któremu sprzyjali moi wyprzedających swoje czasy, jeśli chodzi o podejście do wychowania dzieci, rodzice. Objawiało się to malowniczo w wyborach modowych-, jako 4 latka, wystąpiłam na chrzcinach mojego brata w różowym, jeansowym garniturze. Niestety, również konfliktowało z moim ówczesnym największym marzeniem- być jak inne dzieci. Doświadczyłam, że nie da się, wtopić w tłum rówieśników w uszytym przez babcię, wełnianym mundurku z guzikami w kształcie laleczek. Szczególnie, gdy są lata 80 i wszyscy twoi koledzy, chodzą do szkoły w jednakowych, nylonowych fartuszkach.

Chrzest, grupa osób przed kościołem

Nie ustawałam jednak w wysiłkach i moją pierwszą próbę, wylogowania się zaliczyłam w wieku 12 lat. Wtedy to, zdałam sobie sprawę, że inne dzieci, mają wolne popołudnia. Przyszłam do rodziców i powiedziałam, że jeśli nadal będę miała robić to wszystko, co robię po lekcjach, to popełnię samobójstwo. A robiłam dużo: codziennie trenowałam pływanie i grałam na pianinie, do tego dochodziły dodatkowe lekcje angielskiego i niemieckiego. Wracając do domu około 20 prawie natychmiast zasypiałam. Rodzice zgodzili się, pod warunkiem, że utrzymam lekcje języków obcych. Wolne popołudnia przyniosły mi dużo dobrego, miałam więcej czasu na lektury i rozwinęła się moja pasja do pisania- już pół roku później publikowałam w poznańskiej gazecie dziecięcej- części gazety wyborczej pod redakcją Małgorzaty Musierowicz.

Dziewczynka w wodzie

Piszę o tym bo moje doświadczenie pokazuje to, czego dowiodła nauka- potrzeby eksploracji nie można wysycić, ani u ludzi, ani u zwierząt. Rozwoju nie można zatrzymać, a często blokuje nas przed zrobieniem sobie przerwy, właśnie myślenie o tym, że się rozleniwimy i nic już nie osiągniemy. Jest jednak dokładnie odwrotnie. Robiąc przerwy, rozwijamy się szybciej i to w kierunkach, do których jesteśmy naprawdę predystynowani. Od tamtego czasu, a minęło prawie 30 lat, nigdy w życiu nie usiadłam przy pianinie, na basen nie chodzę, bo pływam zbyt szybko i męczy mnie stanie w kolejce za innymi, a piszę i czytam prawie codziennie.

Zastanawia mnie jednak, skąd 12 latce przyszedł do głowy ostateczny krok wylogowania z życia-samobójstwo? Działo się to w roku 1992, czyli dwa lata przed moim zakupem pierwszej kasety magnetofonowej z „Nevermind” Nirvany i samobójczą śmiercią Kurta Cobaina (możecie przeczytać jego pożegnalny list, w świetnej „Ekstazie” Anny Gacek). Dziś już się tego nie dowiem, ale poruszam ten temat, ponieważ ciągle są osoby, które nie widzą innego sposobu na wylogowanie się, niż właśnie odebranie sobie życia. Co roku w Polsce, więcej osób popełnia samobójstwa, niż ginie w wypadkach drogowych. W zeszłym roku, dokładnie ponad dwa razy więcej. Często na pożegnanie mówimy sobie: „Daj znać jak dojedziesz.”. Czemu nie mówimy podobnie do osób „dochodzących do ściany”? Uważam, że jako społeczeństwo, jesteśmy odpowiedzialni za każdą z tych śmierci. Ciągle nie wykształciliśmy wystarczających mechanizmów wspierających zdrowie psychiczne.

Dzieci w wodzie

Nawet mi, pomimo kilkukrotnych udanych wylogowań, przez wiele lat wydawało mi się, że jestem jedną z tych osób, które umrą stojąc w ringu, pracując do utraty tchu. Niczym zapaśnik, grany przez Mickey Rourke, w filmie Darrena Aronofskiego o tym samym tytule. Wraz ze wzrostem samoświadomości zaczęłam to kwestionować, dawać sobie prawo wyboru i widzieć w tym jakże romantycznym walczeniu do końca, nie tylko bohaterstwo. Pamiętacie jak wiele osób w Polsce negatywnie oceniało przejście na emeryturę Benedykta 16? Mam wrażenie, że niektórzy wręcz czuli się lepszymi z samego powodu, że „nasz” papież Polak Jan Paweł II pracował do końca swojego życia. Moim zdaniem, może to wynikać choćby z tego, że Polacy wciąż są jednymi najciężej i najdłużej pracujących Europejczyków. A taki przykład z góry, sankcjonował codzienny trud, skutecznie uciszając, pojawiające się od czasu do czasu, wątpliwości.

 

Dziś wylogowuję się z kultury osiągania regularnie, ale nie na rok, co siedem lat.  Jak gwiazda projektowania graficznego Stefan Sagmeister, propagujący urlop sabbatical w swoim wystąpieniu na konferencji Ted „Potęga wolnego czasu” oraz w wywiadzie, który przeprowadziłam z nim na użytek badań do pracy MBA. Za to wylogowuję się codziennie, a nawet kilka razy dziennie. W końcu życie to proces, dający nam nieustannie szansy, również na to by tej następnej nie wykorzystać i zamiast tego odpocząć.