W życiu jest tylko jeden, jedyny dzień, kiedy umiera Ci Tata. 

with Brak komentarzy

 

Dzień dobry,

Dziś mam dla Was pożegnalną mowę, którą wygłosiłam w wietrzną sobotę 26.03.2022 na pogrzebie mojego Taty. Nigdy nie sądziłam, że w ogóle coś takiego napiszę, ani tym bardziej, że będę potem ten tekst publikować na blogu. No tak, ale też choć wiem, że cytując tytuł filmu Krzysztofa Zanussiego „Życie to śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”, przez myśl nie przeszła mi obawa o to, że Tata może umrzeć. Dziś wydaje mi się to niesamowicie głupie i krótkowzroczne, jak i stanowi dla mnie przejaw ogromnej miłości ojca do dziecka i pewności jaką mi dawał, nigdy sobą nie martwiąc. Tata był wielką częścią mnie samej i umarł w niewiele ponad trzy godziny.

 

Ku pamięci mojemu Tacie, Antoniemu Metelskiemu (01.05.1947-20.03.2022).

Antoni Metelski, mężczyzna na plaży wsparty o falochron.

„Nazywam się Basia Metelska, jestem córką leśnika i bibliotekarki” tak, od lat z dumą się przedstawiam, mając świadomość, że zawodowe pasje moich rodziców bardzo mnie ukształtowały. Dni od śmierci Taty przyniosły mi nowe rozumienie rzeczy, które jednak, jak większość moich życiowych odkryć, mogą wydawać się trywialne w swojej prostocie:

 

– W życiu jest tylko jeden, jedyny dzień, kiedy umiera Ci Tata.

 

– Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, nie da się w pełni pojąć i docenić piękna danych nam chwil, kiedy jeszcze trwają. Jednak, choć jest to syzyfowa praca, jednym z sensów życia jest to by co dzień, z nową energią starać się to robić.

 

Właśnie tego nauczył mnie Tata.

 

Oczywiście też pływać, grać na pianinie, jeździć na nartach, rowerze i autem. Ale za najważniejszą umiejętność jaką w nas pielęgnował uważam zauważenie piękna i ulotności życia w zwyczajnej codzienności. W śpiewie ptaków, wschodach i zachodach słońca, śmiechu, drzewach, muzyce, tafli jeziora, nadmorskiej fali czy pysznym posiłku.

 

Pamiętam chrzęst piasku pod podeszwami jego butów, kiedy nosił mnie na barana, czy szorstkość jego brody gdy łaskotał nas po piętach.

 

W każdym miejscu i tłumie, czułam się z nim bezpiecznie bo, jako, że był wysokim mężczyzną- mierzył 193 cm, jego głowa górowała nad innymi i po prostu nie sposób było się zgubić.

 

Co roku świętowaliśmy razem z rodzicami moje imieniny i ich rocznicę ślubu, w zeszłym roku 50.

 

Zawsze, kiedy opowiadałam mu o nowym pomyśle kibicował mi. Nie pytał: a po co? I dlaczego? Tylko: czego potrzebujesz, żeby to osiągnąć i od czego możemy zacząć? Jestem przekonana, że między innymi te dwa pytania doprowadziły do tego, że jestem tu, gdzie, dziś jestem.

 

Tej wiosny planowaliśmy skończyć stawiać razem płot w moim ogrodzie, a w piątek przed jego niedzielną śmiercią, ze śmiechem opowiadałam kolegom, że chcę sama postawić taras- ale jeszcze nie powiedziałam o tym Tacie. Bo samej, znaczyło z Tatą. Nie zdążyłam.

 

Miał w sobie ciekawość świata. Uwielbiał zwiedzać i zawsze był chętny na wycieczki, na które uwielbialiśmy jeździć. Miał gigantyczną wiedzę geograficzno- historyczną i pokazywał mi, inne spojrzenie na znane już miejsca np. czy wiedzieli Państwo, że w Koninie znajduje się najstarszy znak drogowy w tej części Europy?

Mężczyzna na tle budynku

Pokazał mi miejsca, które ukochałam nad życie. Jeśli gdzieś można było dojechać dwoma trasami- zawsze wybierał tą piękniejszą i miał wiele anegdot do opowiedzenia na jej temat np., że gdy pisał pracę magisterską w ośrodku Akademii Rolniczej w Okońcu, w Puszczy Zielonce, po zajęciach pływali z kolegami w jeziorze Miejskim i profesor Miś, mówił, że Tata pływa szybko niczym parostatek.

Również w dorosłości zachował psotno- figlarną, humorystyczną naturę. Uwielbiały go za to wnuki i często prowadziło to do komicznych sytuacji. Pamiętam jak w 2008 roku zadzwoniłam do niego ze szczytu wulkanu Etna na Sycylii, zażartował, że mam napluć do krateru, a następnego dnia, kiedy Etna niespodziewanie wylała, pocieszał, że to na pewno nie przez nas.

 

Podczas moich studiów MBA, poznałam w Japonii prace chińskiego filozofa Lao Tse i upodobałam sobie tak zwane ciche przywództwo, o którym pisał. Kiedy to ludzie po dobrze wykonanej pracy mówią: zrobiliśmy to sami, nie zdając sobie sprawy, że ich szef/ lider cały czas stał z tyłu, delikatnie kierując i zapewniając bezpieczne warunki do rozwoju.

 

Takim szefem zawsze starałam się być. Jestem jednak zaszokowana tym, że przez wszystkie lata naszego wspólnego życia nie zauważyłam, że tak naprawdę, mój Tata tak przywodził moim życiem. Dopiero w ciągu ostatnich dni po jego śmierci, dotarło do mnie, że za moimi niezależnymi i samodzielnymi wyborami stała jego delikatna, dyskretna, pełna uważności i wrażliwości niezłomna siła.

 

Zawsze był.

 

Z tyłu lub obok.

 

Zachęcający do działania, chętny wysłuchać, wesprzeć i pocieszyć.

 

Nawet umarł w taki sposób, który poprzez nowe wglądy, przyniósł mi siłę.

 

Kocham Cię Tato.

 

To zaszczyt móc być Twoją córką.

 

I chyba nie muszę tego mówić, bo już wiesz, że niosę dalej Twoje dziedzictwo.

 

Pa

Ba