Może to jest tak, że czasem trzeba usiąść z mądrą osobą i zacząć mówić o sobie, swoich planach, swojej pracy.
Chyba chodzi o to głośne mówienie. I o słuchającą uważnie drugą stronę, patrzącą innymi oczami na mój świat, widząca rzeczy, które czasem się gdzieś ukryły.
Może też sęk w tym, że wiesz, że pracujesz trochę za dużo, trochę zbyt wiele chcesz robić, trochę przegrzewasz, przeginasz i nie doceniasz tego, ile już masz, nie masz czasu policzyć sieci kontaktów, spojrzeć na swoje prawdziwe, całościowe cv, ocenić swoich możliwości.
A to przecież super-ważne, żeby iść dalej, a może zrobić rozważny krok wstecz.
Wkrada się chaos i potworne zmęczenie – fizyczne i psychiczne. To chyba dlatego postanowiłam spotkać się z Basią. I oprócz jej słów – porządkujących i uważnych – pamiętam z naszych spotkań deszcz na Sołaczu czy godzinę ciszy na Morasku. Okoliczności rozmów też są ważne. Basia elastycznie dopasowała nasze spotkania do moich potrzeb, jestem jej za to wdzięczna. Basia ma też w sobie dużo stanowczości i pewności – to jest to, czego człowiek na skraju chaosu bardzo potrzebuje. Mam wrażenie, że w naszych karierach zawodowych i trochę prywatnych, bo to się przecież wszystko łączy, podajemy swoje ja z rąk do rąk. Te ręce powinny być pewne, dobre i wspierające.
Dobrze mieć mentora, a jeśli chwilowo go nie ma – idźcie do Basi, zastąpi go na chwilę albo po prostu stanie się na dłużej drogowskazem.